Historie pacjentek

Monika

Mam na imię Monika. Mam 38 lat i jestem 1 na 10, kobietą chorą na endometriozę.
Dokładnie pamiętam ten dzień, w którym pierwszy raz dostałam miesiączkę, sprzeczałam się wtedy z mamą, że nie będą nosiła żadnych grubaśnych podpasek w majtkach, z powodu kilku kropel krwi, bo jest to bardzo niewygodne. W tym dniu jeszcze nie wiedziałam, że były to tylko złudne, pierwsze krople.

Z każdą kolejną miesiączką było ich więcej i coraz więcej i doszedł ten uporczywy ból. W czasach szkolnych niemożliwe było dla mnie docierać na zajęcia w te dni, dlatego często „byłam przeziębiona”, bo wstydziłam się, że z powodu miesiączki zaniedbuję szkołę, a jak wrócę po tych dniach, będę wyśmiewana przez rówieśników.

Usłyszałam kiedyś, że miesiączka musi boleć i jak urodzę dzieci to wszystko minie, zatem żyłam w tym przekonaniu, że widocznie my kobiety już tak mamy.
Po moich 2 porodach tak i owszem bardzo dużo się zmieniło, ale w dużo gorszą stronę.
Moje miesiączki przekształciły się w bolesne i długotrwałe krwotoki, wypełnione obrzydliwymi skrzepami, na widok których od razu robiło mi się słabo, podczas każdej wizyty w toalecie.
Cykle zaczęły się skracać a długość trwania miesiączek wydłużać. Co 2 tygodnie, dostawałam miesiączkę, która trwała 2 tygodnie. Trzy razy w roku zdarzało się również, że nie miałam miesiączki dwa miesiące, po której pojawiał się krwotok trwający cały miesiąc.
Funkcjonowanie w takim trybie było dla mnie bardzo trudne. Cały czas musiałam kontrolować poziom żelaza i hemoglobiny, aby nie dopuścić do anemii, przyjmowałam duże ilości leków hormonalnych.

Zawsze podczas miesiączek dodatkowo towarzyszyły mi silne bóle głowy oraz problemy żołądkowo-jelitowe, silne nudności z biegunkami i zaparciami na zmianę. To był jakiś koszmar z którego nie mogłam się wybudzić. Prowadziło mnie to do wielu dysfunkcji życiowych. Wszystkie nasze rodzinne wakacje, wyjazdy, plany układaliśmy z mężem pod mój kalendarz miesiączkowy. Bo nie tylko ja cierpiałam, ale i także moja rodzina, mąż i moje dzieci bo „mamę ciągle bolał brzuszek….”.
Trzy lata temu utwierdziłam się w przekonaniu, że naprawdę dzieję się coś bardzo niepokojącego. Podczas trwania kolejnej krwotocznej miesiączki, a właściwie po jej zakończeniu, Ból pozostał i zaczął być moim towarzyszem każdego dnia i każdej nocy. Bolało mnie w domu, w pracy, na wakacjach, na zakupach, na imprezach, w święta, kiedy się śmiałam … zawsze. W tym bólu i wraz z tym bólem rozpoczęłam najważniejszą misję w życiu, z wsparciem mojego męża. Zaczęliśmy wspólnie poszukiwać diagnozy mojego bólu brzucha o różnym natężeniu promieniującym do kręgosłupa, do lewego biodra, do lewej nogi i stopy. Problemy żołądkowo-jelitowe zaczęły się również nasilać i to one dały początek poszukiwaniom diagnozy.

Wykonałam testy na nietolerancje pokarmowe, które wykazały bardzo dużą ilość produktów, które powinnam wykluczyć ze swojej codziennej diety i tak też uczyniłam. Poprawiły nieco komfort życia, ale ból nie zniknął. Z każdym dniem się nasilał. Średnio raz na dwa tygodnie mąż zawoził mnie pod inny gabinet ginekologiczny.
Na każdej wizycie, była inna diagnoza, inne badania do wykonania i przepisane inne leki. I tak tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu jeździliśmy wspólnie, wykonując zalecenia lekarzy. Jakie otrzymywałam diagnozy? To kilka z nich: „Ma Pani tyłozgięcie macicy a to boli”, „urodziła Pani dwójkę dzieci, więc czego się Pani spodziewa?”, „przechodzi Pani wczesną menopauzę, więc boli”, „przecież nie ma Pani już jednego jajnika, bo uschnął”, „jest Pani zdrowa, ból chyba jest tworem z psychiki”, „proponuję laparoskopię, zbadamy wtedy brzuch”, „taką ma Pani urodę”, „nie mam już na Panią pomysłu”. Ciągle też słyszałam, aby za tydzień przyjść na kontrolę, tylko czego? Żaden z lekarzy nie postawił konkretnej diagnozy, tylko chował pieniądze do szuflady.

Ból się nasilał, a ja się mu nie poddawałam. Nie chciałam, aby ktokolwiek wiedział, jak bardzo cierpię. Poza moją rodziną, wiedziało „z grubsza” tylko kilka osób, ponieważ bardzo dużo ukrywałam i nie emanowałam na co dzień tym, że coś mi dolega. W pracy byłam najsilniejsza, aby jej nie stracić. Pomimo ciągłych nieprzespanych nocy, frekwencję miałam perfekcyjną.

Codziennie miałam swój poranny rytuał, podczas robienia makijażu… „jeszcze jedno machnięcie pędzla i po bólu”. Tak ruszałam w świat, pełna energii, na lekach przeciwbólowych, nie pozwalając zdominować się bólowi. Po powrotach z pracy, całe popołudnia, noce i weekendy odchorowywałam. Ściągałam maskę bycia silną. Mam taki stały obrazek w głowie, kiedy chowałam się skulona pod kocem, a mój mąż ciągle mnie pociesza, „jeszcze troszkę wytrzymaj, znajdziemy lekarza, który Ci pomoże” a ja wciąż zadawałam to samo pytanie… kiedy ten ból ustąpi? Bez wsparcia moich bliskich, nie dałabym rady walczyć.

To oni mnie napędzali, abym się nie poddawała i szukała diagnozy, każdego dnia podawali mi różne kompresy …. I kontakt do jeszcze innego specjalisty. Sceptycznie do tego podeszłam, nie miałam już zaufania do żadnego lekarza, ale jak codziennie żyjesz w bólu to pojedziesz nawet na koniec świata, bo jak mówią, to nadzieja umiera ostatnia. I tak, wraz z mężem znowu byliśmy w podróży do lekarza, tym razem do Wrocławia.
Siedziałam na korytarzu, oczekując na wizytę, wśród kobiet z pełnymi segregatorami. Mnie zresztą również towarzyszyła pokaźna teczka pełna wyników badań. Tą wizytę zapamiętam do końca życia. „Ma Pani bardzo chory brzuszek” – powiedział do mnie dr Karmowski podczas badania USG, mówiąc i pokazując na ekranie, co się w nim dzieje. Łzy spłynęły mi po policzkach, a jego głos stawał się dla mnie echem.” Pani Moniko, ma Pani zaawansowaną endometriozę IV stopnia. Choruje Pani na nią od co najmniej 10 lat. Musimy operować i to jak najszybciej.” Pan Doktor wytłumaczył mi wszystko o chorobie, jakie są metody leczenia, dlaczego u mnie konieczna jest operacja i jak będzie ona wyglądała, jakie jest ryzyko i możliwe komplikacje, odpowiedział też na wszystkie moje pytania i dał nadzieję na życie bez bólu.
I tak 18 stycznia 2022 r. byliśmy z mężem znowu w drodze, tym razem pełni większych obaw ale też i nadziei o „nasze” lepsze życie, życie bez bólu. Ryzyko jakie niesie operacja endometriozy jest ogromna i wymaga podpisaniu ogromnej ilości zgód, co nas przytłoczyło, ale wypełniliśmy je razem i postanowiliśmy walczyć o mnie, o kobietę, żonę i matkę. W pełnej narkozie, zaintubowana poddałam się wielogodzinnej operacji, podczas której, usunięto mnóstwo guzów endometrialnych z całej części zaszyjkowo-odbytniczej, z nerwów, odklejono jelita od macicy, odklejono moczowody od macicy, usunięto jajowody, przydatki i dokonano histerotomii. W tym „moim chorym brzuszku” endometrioza skleiła narządy w jeden kokon, którego żaden lekarz wcześniej nie zauważył. Operacja się udała, lekarze powiedzieli mi, że to był ostatni moment na uratowanie przyrośniętej części jelit.
Mijają już dwa miesiące po operacji i czuję się coraz lepiej. Mam więcej energii, stosuję dietę przeciwzapalną i rozpoczęłam fizjoterapię urogiekologiczną, bo wiem jak bardzo ważne jest holistyczne podejście do walki z tą chorobą. Co z bólem? Jeśli się pojawia to już rzadziej i jest łagodniejszy. Zmniejszyły się również wszystkie inne towarzyszące mi wcześniej dolegliwości. Dziś choroba jest u mnie w remisji, ale przez lata dużo złego wyrządziła w moim organizmie, zatem z dużą pokorą i jeszcze większym dystansem zaczynam nowe życie, bez bólu.

Dziękuję całemu zespołowi w Centrum Leczenia Endometriozy Medicus Clinic we Wrocławiu za diagnozę, wspaniałą opiekę i przywrócenie zdrowia i życia bez bólu.
Drogie Kobiety! Wyjdźcie z cienia tej choroby i walczcie o siebie i o swoje życie! Nie jesteście w tym same. Bo URODA NIE BOLI, tylko pokazuje wyjątkowość i piękno każdej z nas.Dbajcie o siebie.

Medicus Clinic

Plac Strzelecki 24
50-224 Wrocław
Tel. 71 323 63 00

[email protected]
www.medicusclinic.pl

Godziny otwarcia kliniki:
Poniedziałek – piątek 8:00 – 20:00
Sobota 8:00 – 14:00